Nie do końca ogarniam czym jest cały ten mainstream, o którym ciągle jest tak głośno na mieście i w mediach. Nie pijam kawy w Starbucks’ie, nie słucham Miley Cyrus, zamiast ciuchów od znanych projektantów czy ze słynnych sieciówek, zdecydowanie preferuję moje skandynawskie swetry za kilka złotych z lumpa, które notorycznie są powodem do żartów mojego lubego. Czy to oznacza, że cały ten mainstream mnie omija? Zawsze starałam się być na bieżąco w świecie polityki, nowości technologicznych, a przede wszystkim w temacie szeroko pojętej kultury, od książek po najnowsze gry. Naprawdę wydaje mi się, że ogarniam kuwetę całkiem dobrze, problemem tylko jest to czym i jak często ta kuweta się napełnia, a włączając popularne stacje radiowe, programy telewizyjne, czy nawet biorąc do ręki niektóre książki, dochodzę do wniosku, że owa kuweta jest po brzegi zalana gównem, a na świecie jest zbyt mało Stoperanu, abyśmy w tym z czasem nie utonęli.
Przechodząc do tematu postu – dziś będzie o porównaniu średnio popularnych już teraz kin studyjnych i popularnych molochów, zwanych zgrabnie multipleksami, w których właśnie mainstreamowe filmy są puszczane. Czytając wstęp, zapewne domyślacie się jakie jest moje zdanie, ale nie odmówię sobie tej przyjemności, aby Was nieco zaskoczyć.
Początki kin studyjnych w sięgają lat 20 ubiegłego stulecia i wówczas nazywano je klubami filmowymi. Pomimo tego, że pierwsze kina powstały w Europie, do Polski dotarły dopiero w latach 50, a dokładnie w 59 i było to łódzkie kino Adria. Potem poleciało już z górki – Poznań, Warszawa, Gdańsk, Kraków…Niektóre kina funkcjonują do dziś, jednak większość nie przetrwała czasów konsumpcjonizmu i została zepchnięta w przepaść przez konkurencję posiadającą nowsze funkcjonalności, lepszą technologię, wygodniejsze fotele, dźwięk dolbi seraund a przede wszystkim popkorn, koka-kolę i naczosy, których w większości kin studyjnych nie dostaniemy.
Co w zamian za przekąski i lepszą jakość dźwięku oferują nam kina studyjne? Na pewno niepowtarzalny klimat. Każdy, kto choć raz w życiu był w kinie studyjnym, wie że różni się ono od większości multipleksów, które są identyczne. Sale kinowe są zazwyczaj mniejsze, wypełnione nie zawsze super wygodnymi siedzeniami z uchwytami na napój, ale pomimo tego czujesz tam „to coś”, jakby czas się zatrzymał, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Co poza tym? Reklamy nie trwają pół godziny a jakieś 5 min, co jest mega oszczędnością czasu. Nie wiem jak Wy, ale ja odwiedzając multipleks, zawsze idę do kina z 20 min opóźnieniem, a i tak jeszcze swoje muszę odczekać, zanim rozpocznie się seans. To jest gorsze niż reklamy na Polsacie!
Czy są jeszcze jakieś różnice? Mnóstwo. Jedną z podstawowych różnic jest cena biletu. Nie czarujmy się. Multipleksy zdzierają kasę jak nieprzytomni. 25 do 28 zł za bilet to morderstwo dla naszego portfela. Oczywiście możesz zostać klientem pomarańczowej czy innej siedzi, albo zbierać opakowania po batonach i jeśli masz szczęście, że jesteś z dużego miasta, w końcu uda Ci się zdobyć bilet nieco taniej. Możesz także iść do kina w tani wtorek czy też czwartek i zapłacić za bilet 10 lub 15 zł. Razem z biletem w zestawie otrzymasz gwarancję dobrej zabawy w pełnej sali, która oprócz ciebie pomieści jeszcze ze 149 innych osób. Moc atrakcji gwarantowana. W końću to tani wtorek.
Bilet w kinie w moim rodzinnym mieście to koszt pomiędzy 10 a 15 zł zawsze, więc sami rozumiecie, gdzie wolałam chodzić….Obecnie większość kin niezależnie czy to studyjnych czy też multipleksów oferuje swoim Klientom różnego rodzaju Karty Stałego Klienta. Jeśli spędzasz dużo czasu w kinie, warto zapoznać się z ich ofertammi, przed udaniem się na kolejny seans.
Co jeszcze…na pewno różnica w jakości filmów. I nie mam tu na myśli różnicy wyłącznie wizualnej czy dźwiękowej, która tak – w 95% kin studyjnych będzie gorsza, a rodzaj filmów wyświetlanych w tych kinach. Multipleksy słyną z kasowych hitów, których budżet był podczas kręcenia filmu praktycznie nieograniczony. To filmy z najsłynniejszymi (zazwyczaj amerykańskimi lub polskimi ) aktorami, reklamowane od miesięcy.
To wciąż nie koniec. Jeśli regularnie odwiedzasz kino studyjne, na pewno zdążyłeś już zauważyć coś niebywałego – zazwyczaj podczas seansów widujesz te same osoby. Pamiętam czasy, gdy mieszkałam we Wrocławiu i po seansach w DCF-ie zostawało się jeszcze kilka minut na sali, aby podzielić się wrażeniami z obcymi tak naprawdę, a z drugiej strony dziwnie bliskimi nam ludźmi. Oczywiście, że możesz zaczepić kogoś w multipleksie i próbować nawiązać rozmowę, ale odnoszę wrażenie, że w kinie studyjnym taka relacjach wychodzi bardziej naturalnie i sama z siebie.
W kinach studyjnych najczęściej wyświetlane są filmy, o których słyszeli zazwyczaj miłośnicy kina niszowego i krytycy filmowi. To nie są produkcje mainstremowe, bogate w pościgi i efekty. Często są to filmy skandynawskie, lub też włoskie, niemieckie czy francuskie. Choć rzecz jasna znajdzie się też coś dla fanów kina polskiego czy amerykańskiego.
Tam też są grane horrory, komedie, dramaty czy sensacje, które pomimo mniejszego budżetu są zrobione doskonale. No i co jest dużym plusem, odnoszę wrażenie iż poprzez ograniczenia budżetowe, filmy te są zdecydowanie bardziej naturalne w odbiorze. Kino studyjne, choć nie każdy zapewne się ze mną zgodzi, zawsze będzie dla mnie kinem prawdy. Prawdy o umiejętnościach reżyserów, aktorów, scenarzystów, kostiumologów i innych artystów zaangażowanych w produkcję filmu.
MULTIPLEKS
PLUSY:
– bardzo dobra jakość zarówno obrazu jak i dźwięku
– jeśli ktoś lubi popkorn, naczosy i napoje i nie przeszkadza mu, że spożywając to wszystko, przeszkadza innym, to też można zaliczyć to do plusów,
– nowoczesny wystrój
– wygodne fotele z uchwytami na napoje
– duży wybór filmów, szczególnie komercyjnych
MINUSY:
– niekończące się reklamy
– możliwość spożywania przekąsek – jeśli komuś przeszkadza ciągłe szeleszczenie i siorbanie
– cholernie drogie bilety
– zbyt wielkie sale, a co za tym idzie zbyt długie kolejki i zbyt wiele osób podczas jednego seansu, co generuje hałas i potęguje wyjścia do toalety i po przekąski
– polskie komedie romantyczne i filmy Patryka Vegi
– amerykańskie, gówniane komedie romantyczne (choć te stare typu Masz wiadomość czy Dziennik Bridget Jones, są naprawdę spoko)
– jeśli kupujesz bilet przez Internet możesz się nieprzyjemnie zaskoczyć. Pamiętam jak kupiłam bilet na transmisję koncertu w Multikinie we wrocławskich Arkadach. Bilet nie przyszedł, ale miałam potwierdzenie płatności. Postanowiłam, że zadzwonię do kina i dopytam co w takiej sytuacji zrobić. Do Arkad się nie dodzwoniłam, więc zadzwoniłam do Pasażu Grunwaldzkiego, będąc pewna, że przecież skoro to sieciówka, to zasady panować będą w każdym kinie takie same. Menadżer z Pasażu, powiedział abym przedstawiła w Arkadach potwierdzenie i bez problemu zostanę wpuszczona na salę. Poszłam więc radosnym krokiem do kina i przy kasie zderzyłam się ze ścianą. Nie miałam pretensji do naprawdę przemiłej Pani kasjerki, która nie chciała wpuścić mnie na salę, nie wymagam, że każdy pracownik musi wiedzieć wszystko. Grzecznie poprosiłam o rozmowę z menadżerem, który przyszedł po 20 min i z uśmiechem na ustach oznajmił mi, że mnie nie wpuści, ponieważ potwierdzenie to wciąż nie bilet. Zaproponował mi jednak zakupienie po raz drugi, tym razem już papierowego biletu. Niestety koncert był już w trakcie, więc nie skorzystałam z jego świetnej oferty. Efekt? Jak nie jestem mściwa i raczej dobra ze mnie osoba, tym razem złożyłam na pana z Multikina skargę. Po 2 tyg doczekałam się zwrotu należności za bilety…
KINA STUDYJNE
PLUSY:
– wspaniały klimat
– tanie bilety
– niszowe, rzadko spotykane w multipleksach filmy
– mniejsze sale i mniejsze kolejki po bilety
– krótkie reklamy, będące w 99% zapowiedzią filmów jakie będę wyświetlane w najbiższym czasie
– bardzo często brak przekąsek – nikt nie szeleści i nie siorbie
– często połączone wraz z kinem Kluby Filmowe, oferujące spotkania i wymianę refleksji w towarzystwie innych kinomaniaków
MINUSY:
– fotele często nie należą do najwygodniejszych, zdarza się też mało miejsca na nogi
– mniej sal, a przez to mniejszy wybór filmów
– popularne filmy, puszczane z multipleksach, jeśli trafiają do kin studyjnych, to z dużym opóźnieniem
– brak przekąsek – jeśli ktoś lubi
Jak widać, wszystko ma swoje plusy i minusy. Choć jestem fanką kin stydyjnych, od czasu do czasu zmuszona jestem odwiedzić multipleks, gdyż wiem, że tylko dam uda mi się zobaczyć choćby filmy o moich ulubionych superbohaterach, a kin studyjnych niestety na takie mainstreamowe produkcje nie stać. Poza tym mój facet, który jest audiofilem i opróćz tego lubi te wygodne fotele, cierpi gdy ma siedzieć przez 2h przykuty do studyjnego fotela.
A Wy jakie kina preferujecie i dlaczego? Piszcie mi tu wszystko 🙂